Letnie, ciepłe wieczory, miękkie obłoczki snujące po niebie i wędrówki na boso wiejskimi ścieżkami. Tak kojarzy się mi lipiec. W tym roku zadbałam o to żebyśmy częściej wychodzili na spacer, kiedy ulice pustoszeją, a światła uliczne powoli gasną. Jem więcej lodów i brudzę przy tym więcej bluzek, popijam owocowe lemoniady w drodze do pracy i częściej zakładam kapelusze z większym rondlem. Czasem jest parno. Nie do zniesienia. Czasem siedzę w grubym swetrze na malutkim balkonie i zastanawiam się, czemu w tym roku moja skóra jest przemoknięta kroplami deszczu bardziej niż w ubiegłym.
Czasem brudzę dłonie w ziemi. Zanurzam w nią swoje smukłe palce i rozmawiam z sadzonkami. Dotykam malutkich listków, podlewam i podglądam nowych domowników. Z rozbawieniem snuje z nimi pogawędki o tym, że rozgrzana słońcem ziemia pęka miejscami, że świat pachnie skoszoną trawą, a poranek dziś był rześki. Lubię zapach ziemi, jej strukturę i kolor. Czuje jaką niewytłumaczalną więź z przyrodą, wytworami ziemi i połyskującymi promieniami słońca. Kiedy czasem wsłucham się w wiatr, słyszę jego prastary śpiew, a moja dusza wyrywa się jakby była zakleszczona w moim kruchym ciele.
Ten lipiec jest inny niż poprzedni, ponieważ bardziej myślę o sobie. Staram się docierać do swoich potrzeb, rozumieć je. Wolę wstać bladym świtem i podmuchać na zimny wiatr, parzę kawę wolniej, zajmuje się tylko nią, nic nie rozprasza mojej uwagi. Biegam boso, bujam się na hamaku raz po raz spadając na trawę, liczę mrówki i z zachwytem patrzę falujące kłosy zboża. Więcej czytam, trochę śpiewam i wstaje z uśmiechem, bo przecież lato w pełni trwa. Piekę ciasta z morelami, po których zostają jedynie okruszki. Jestem bardziej świadoma, czego mi potrzeba – to najprostsze chwile w ciągu dnia, ale przepełnione magią. Dostrzegam, smakuje czasem sok czasem cieknie mi po ręce, ale to przecież to nic!
sukienka – Nalu.bodywear.com
torba – Esprit
Sandały – Zara
Zdjęcia wykonaliśmy podczas wyjazdu do Krakowa, który niezmiennie nas oczarowuje.
Zostaw odpowiedź