Trwa brzęczy wokół mnie. Niebo jest prawie czyste gdzieniegdzie biały dywan zasłania słońce. Jest jasno jeszcze cicho. Przede mną pole upstrzone stokrotkami. Powietrze czasem zaświszczy wpadając w środek ucha. Odkąd tu jestem. Boso. W letniej sukience. Bez ponagleń chłonę to, co mam przed sobą. To mi przynosi ulgę. Mieszczę w sobie cały ogrom miejskich dźwięków, które teraz zastępuje cisza. Dociera to do mnie mocniej, silniej, zostawia ślad w postaci zaróżowionych policzków. Wrażliwość przejmuje stery, a mi jest dużo łatwiej ze sobą.
Jestem szczęśliwsza, gdy miasto mam za plecami. Stres znika, a zostaje spokój. Tak. Dużo we mnie spokoju. Myśli dryfują, ja pisze podjadając maliny z koszyka. Słońce nie może się zdecydować czy zostać w jednym miejscu i chowa się raz po raz, rzucając cień na budynek. Życie w niespiesznym trybie jest dla mnie bardziej namacalne, czuje to pod palcami, czarnymi rzęsami i w głębi serca. W oddechu pozbawionym nerwowości. Wyławiam spokój. Z samego środka, ze mnie.
Sukienka – Massimo Dutti
Kapelusz – Zalando
Sandały – Zara
Robię wszystko by ten stan trwał jak najdłużej. W myślach powtarzam słowa terapeutki, by dbać o siebie gdy nie będziemy mieć sesji. Trwoga, która na początku ścisnęła moje gardło, ustąpiła. Czuje względny spokój za miastem. Wśród traw i przyrody, która koi i tuli mnie do siebie – przyciąga. Obawiam się powrotu. Im więcej bodźców tym ja bardziej niespokojnie kończę każdy dzień. Ilość obowiązków przytłacza. Na barkach mam coraz to głębsze blizny, wgniecenia spowodowane stresem.
Odkąd uczęszczam na terapię to moja pierwsza dłuższa przerwa. Czuje, że będzie mi trudno. Mimo, że dostałam jasne wskazówki, co robić nie wierzę, że sobie poradzę. Powątpiewam w moje umiejętności, wiedzę i odwagę, której mam naprawdę spore ilości. I nie powinno mnie to dziwić. Taki stan rzeczy utrzymuje się od dzieciństwa, z drugiej strony chytrze przekrzywiam głowę i myślę, że troszeczkę się mylę. Terapia zmieniła mnie na tyle, że umiem powiedzieć stanowcze nie, zaznaczyć grubą kreską granice i zadbać o siebie. Przećwiczyłam to już parę razy – skrupulatnie odrobiłam zadanie domowe. Wiem na co mnie stać, kiedy idzie o moje dobro. Niejednokrotnie walczę ze swoimi słabościami, niechęcią i lękiem. Boję się, lecz wstaje i chwiejnie stawiam kolejne kroki. Bez pomocy.
Możesz, uda ci się, potrafisz to zaklęcia, którymi dodaje sobie otuchy. Nie wybiegam myślami naprzód. Niemal ze stoickim spokojem czekam na jutrzejszy dzień, kiedy to obudzi mnie ruch uliczny spowodowany wijącym się sznurem trąbiących na siebie samochodów. Te dźwięki mnie rozpraszają, ale już poradzę je zagłuszyć – słuchawkami w uchu, długopisem w dłoni czy ulubioną piosenką, pląsając po pokoju w jej rytmie. Dostrzegam alternatywę, wyjście tylnymi drzwiami – wcześniej szukałam go po omacku, wędrując dłońmi po ścianie. Sama świadomość, że potrafię sprawia, że oddech się wyrównuje.
Uwierzyć w siebie jest niezmiernie trudno. Terapia jest podporą, silnym, umięśnionym ramieniem, które chroni. Trochę przywykłam, że Pani Mariola zbiera moją emocjonalność w całość i pomaga zrozumieć, przybliża. Z nią wszystko staje się bardziej akceptowane, bliskie i mniej straszne. Ta niemożność przekazania rozgorączkowanym tonem zdarzeń minionych dni smuci. To dla mnie sprawdzian. Tego, co o sobie już wiem. Tego czy potrafię tą wiedzę przekłuć w działanie, ale także czy dam radę utrzymać w ryzach emocje oraz niepokój. Podobno terapia najlepiej działa, wtedy kiedy jej nie ma. Bo przecież te spotkania, kiedy się zakończą i jakoś trzeba funkcjonować. Teraz mam przedsmak bycia ze sobą (nową sobą) sam na sam. Teraz to ja sprawuję kontrolę, naprawiam, ceruje i porządkuje doznania.
Ale jak przetrwać bez terapii? Zadałam to pytanie kilka razy. Pragnęłam chwycić ołówek by nie zgubić ani słowa. Robić wszystko, co służy. Ten czas jest potrzebny na sprawdzenie jak działa terapia, w którym kierunku podąża i czy służy. Będzie dobrze – spokojnie. Wierzyłam w te słowa, ponieważ zaczynałam wierzyć sobie samej.
A oto rady:
- Rozmowa z bliską osobą (mimo, że to nie terapeuta czasem samo uwolnienie od emocji czy trosk pomaga)
- Spacery, ruch
- Kontakt z naturą
- Pisanie
- Czynności, które mnie uspokajają
Te rady wydały mi się banalne. Obawiałam się, że ta recepta jest zbyt prosta i szczerze mówiąc spodziewałam się, że aby przywrócić równowagę będę potrzebować nie kilku, ale kilkunastu kroków. Nadałam temu ogromną wagę. Wykonuje te czynności prawie codziennie, stały się dla mnie rytuałami i nie sądziłam, że będą mnie chronić przed wszystkim, co złe. Jakby były nie adekwatne. A jest zupełnie odwrotnie, bo siła zwyczaju jest większa niż obawa. To właśnie przyzwyczajenie popycha mnie do zmiany moich zachowań, burzenia schematów, oswajania traum – chcę z tej ciasnej przestrzeni się wydostać, chwytać powietrze. Zwyczaje są albo dobre albo złe – te pierwsze należy pielęgnować, bo zawsze mogą pomóc, kiedy ugrzęźniemy w poczuciu lęku. Podążamy za czymś, co znamy jeśli to pomaga – chwytamy się tego. To lepsze niż powrót do starej, zakurzonej przeszłości wypełnionej bólem.
Zostaw odpowiedź