Światło muska budynki jeszcze słychać pojedynczy śpiew ptaków. Jest wcześnie. Idąc, myślę o tym, że lubię to znam, że słucham w kółko tej samej płyty i wracam do książek, które mnie poruszyły. Czasem jestem przewidywalna na wskroś, a czasem zaskoczę samą siebie tak bardzo, że parę dni zbieram się w całość ze zdumienia. I dochodzi mnie, że już przyszła jesień, bo ciepła owsianka jest na stole codziennie, bo szczelniej otulam się kocem i grzejnik daje ciepło od soboty. I zapytałam siebie samą: jak mnie to nastraja? Dobrze – mruczę do siebie, jest naprawdę dobrze.
- Dużo piszę, czytam i jestem ze sobą – to dla mnie dużo, bo zazwyczaj wszyscy inni byli na starcie, ja gdzieś z tyłu.
- Ćwiczę.
- Zapisałam się na studia.
- Mniej się przestraszam mojej emocjonalnej strony.
- Nadaje kierunek codzienności.
- Uważam na to, co mówi ciało.
- Słucham.
- I uprawiam życioczułość – cóż za piękne słowo! (Pani Agnieszko dziękuje za nie)
- Na nowo odkrywam przyjemność z czytania prasy.
- Biorę witaminy.
Jest mnie w tym początku jesieni najwięcej. Tak nigdy nie było. W końcu jestem w centrum. A to oznacza równowagę, bo przecież to we mnie jest początek miłości, dobra, szacunku i tolerancji, uważności czy bycia. Szamoczę się w tymi słowami. Próbuje negować i na siłę zmienić ich znaczenie. Nie umiem jeszcze przyjąć, że tak powinno być, że jestem wystarczająca i najlepsza dla kogoś. Cierpliwie skubię skórkę przy paznokciu i toczę zażartą kłótnie z krytykiem wewnątrz. Szepcze, że nie zasługuje, że się nie nadaje, że nie powinnam, no jak śmiem tak pisać?!
A może trzeba właśnie tak znienacka? Tak raptownie napisać i unaocznić fakt, że to prawda. Im bliżej jestem siebie i coraz bardziej i z ciekawością odkrywam swoje warstwy to lubię, to co widzę i czuje do siebie.
To dopiero początek spadających liści, a już tyle udało mi się odkryć.
Bo pozwoliłam sobie na to, bo już nie trzymam siebie na smyczy za krótkiej rzecz jasna.
Rozumiałam, że także mam prawo do relaksu, dbania o siebie, kupowania ubrań i oparciu się o fotel. Nie muszę być zawsze na posterunku, bo nikt nie ucierpi, wszyscy sobie poradzą. Odpuszczanie nie do końca opanowałam, podobnie uciechę z sukcesów. Czas jest moim sprzymierzeńcem. Ale ja zaczynam być wreszcie swoją przyjaciółką.
I do życioczułości dopisuje samoczułość.
Zostaw odpowiedź