• O mnie
  • Moja twórczość
  • Psychologia
  • Wysoka wrażliwość
  • Podróże
  • Niepełnosprawność
  • Felietony
  • Kultura i sztuka
  • Stylizacje
  • Spacer po Lublinie
  • Inne
  • Kontakt i współpraca

Stary świat mija się z nowym w drzwiach.

2020-11-02

Nie mogę się poruszyć. Gapię się na walkę deszczu z oknem. Krople chłostają parapet. Pasek informacyjny alarmuje czerwienią o kolejnej fali protestów na przemian z wzmiankami o wirusie. Mam dość. Czuje przesyt. Chciałabym się schować, zakryć, zniknąć. Coraz częściej boli mnie głowa – tu w okolicy skroni. Moje wiecznie zmarznięte opuszki w kontakcie z lekko rozpalonym czołem powodują uczucie ulgi. Chwilowej. To co się dzieje przerasta mnie i dziurawi na wylot. Prowizorycznie zaklejam ranę, która ciągle krwawi. Coraz częściej złoszczę się na puste kubki pozostawione na blacie, zbyt długo otwarte okno czy skarpetki rzucone na dywan.

Smutek usiadł naprzeciwko mnie.

 Czuje rozpacz i strach. Mam ochotę się rozpłakać. Zamiast tego czekam aż dom się zapełni zapachem, głosami i tymczasowym poczuciem bezpieczeństwa. Prawdę mówiąc rzadko czuje się czegoś pewna. Podejrzewam, że większość z nas ma podobnie.

Niepewność, lęk i panika wkradła się w nasze małe codzienności. Mimo, że próbuje nie słuchać. Uciekam na dwór, biorę psa i chłonę ciszę. Ten lęk gdzieś się chowa w kątach i wyślizguje, kiedy zdejmuje płaszcz. Nie odchodzi. Kładę dziennik na kolanach, piszę szybko, nierówno i nie wyraźnie – wypluwam z siebie słowa. To chaotyczne. To Chaos. Bo jestem nim ja. Uczucia mam zaplątane na ciasne supełki. I minie wiele czasu zanim odważę się je rozplątać i nawlec na nici spokojnego rytmu. Wypadłam z niego – szybko i raptownie jak z pędzącego pociągu.

Dzielę lęk na trzy. Przeczytałam do zdanie u Agnieszki Krzyżanowskiej i pasuje jak ulał do tego, co się dzieje wewnątrz mnie. Panika przychodzi falami, pytania się mnożą. Mój oddech jest krótszy i płytszy. Trzęsą mi się ręce. Nie znam odpowiedzi, nie wiem, co będzie. To nasz nowy świat, wszystko co znaliśmy – znika, rozpływa się. Przychodzi nowe, nieznane, lepkie. Próbuje pomieścić w sobie to, czego doświadczam, zapisuje coraz więcej zeszytów, rozmawiam dłużej, wyciągam wnioski i osiągam spokój. Rozedrgany, ale osiadł w moim sercu. Piekę większą blachę ciasta, pochłaniam książki w za dużym swetrze i ćwiczę oddech.

Musimy przeżyć. Przetrwać burze i stać się silniejsi. Wiatr się wzmaga, mierzwi włosy i mierzwi skórę, przecież paradoksalnie złe wieści załamują nas tylko na chwilę. Sztywniejemy, a następnie jesteśmy gotowi by walczyć, by stawić czoła, by wygrać. Twardnieje nam skóra. Staje się silniejsza  z każdym następnym ciosem. To etap pierwszy. Przetrwanie.

Opadam z sił i próbuje nie rozkleić się, gdy mam gorszy dzień, tak działa na mnie permanentny stres. Powtarzam sekwencje syty posiłek, spacer i książka. Jednak boleśnie przekonuje się, że mój kompas bezpieczeństwa nie zawsze działa. Czasem leżę zwinięta w kłębek i myśli płyną, tworząc czarne scenariusze. Trwam momentami to wystarcza, mimo że trudniej wstać z łóżka, drepcze do kuchni i wstawiam wodę na herbatę, cytryna upada na dno. Te małe światy, rytuały które nie zawsze działają (nie na zawołanie) są sprawne – to my nie pozwalamy im zadziałać. To etap drugi – frustracja i przemęczenie nadmiarem sprawia, że ślepniemy, nie dostrzegamy magii zwyczajności.

Ostatni krok to przyjmowanie tego, co się dzieje z pokorą, że lepsze jest tuż za rogiem. Właśnie w to wierzę, że to co znamy upada, żeby mogło powstać coś nowego. I lęk jest naturalną, ludzką reakcją. Poczucie bezpieczeństwa pęka jak bańka mydlana. Wiecie co odkryłam w tym tygodniu? Miłość ratuje wszystko, to sens istnienia. To chwila kiedy wykonujesz telefon bez zastanowienia czy ktoś śpi, to wtedy kiedy sama myśl, że ktoś jest powoduje spokój.

Dla mnie On jest synonimem bezpieczeństwa.

Poczucie bezpieczeństwa buduje na tym, co mi bliskie, oswojone.

Codziennie martwię się czy ktoś nie zachoruje, co wyniknie ze strajków i czy żywność znowu podrożeje. Ale musimy oswoić się z myślą, że strach zadomowił się szybciej niż byśmy przypuszczali. Musimy nauczyć się z nim żyć i współdziałać. Jak? Uczę tego. Jestem bliżej siebie i próbuje zrozumieć.

Drugi człowiek oraz samo dbanie. To zadanie na tą resztkę roku. Bo jutro może zdarzy się coś jeszcze. Przestaliśmy znać odpowiedź, przestaliśmy polegać na sobie samym i doświadczeniu – niepewność nas zjada od środka. Zamykamy drzwi i zostawimy za sobą, to co znaliśmy.  Czy godzę się na wieczny niepokój? Nie. Ufam, że minie. Ziemia wypłowieje i wyrosną nowe drzewa, a dzień wstanie szary i nie wyspany.

Nowy świecie potraktuj nas łagodnie, bo wciąż ufamy tylko sobie,

Nowy świecie może masz dla nas dużo dobra, ale zlęknieni musimy cię poznać,

Nowy świecie, jedną nogą jeszcze jesteśmy w starym,

Obyśmy mocniej się kochali, patrzyli szczerze w oczy i nie krzyczeli obelg w swoją stronę.

 

Miłość to sens istnienia, dlatego bije nam serce.

Udostępnij

Felietony

Gosia

Zostaw odpowiedź


Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *




This error message is only visible to WordPress admins

Error: No posts found.

Make sure this account has posts available on instagram.com.


© Copyright LetsBlog Theme Demo - Theme by ThemeGoods